niedziela, 19 stycznia 2014

Kolczyki z guzików

Kiedyś namiętnie zajmowałam się wyłącznie wyrobem biżuterii. Ach cóż to było za szaleństwo, z rozrzewnieniem wspominam ten czas :) Wszystkie koleżanki z pracy u mnie kupowały, zamawiały na prezent dla mamy, nawet biżuterię ślubną robiłam. Lecz nadszedł taki dzień, że pracę musiałam zmienić, a rynek rękodzielniczy przesycił się w tym temacie. Zaniechałam więc tej czynności i przerzuciłam się na inną dziedzinę.
Niedawno jednak stwierdziłam, że przydałoby się coś nowego "do uszu", a jak to mówią potrzeba matką wynalazków.
Korzystając z posiadanych przeze mnie zasobów powstała nowa kolekcja kolczyków, a powstała ona z guzików. Mam ich dość sporo, więc trochę czasu zajęło nim wyszukałam kilku jednakowych do pary. Na komputerze przygotowałam wydruki, nakleiłam i oto są.






















Większość z nich się sprzedała, koleżanki i koleżanki koleżanek kupiły, ale widać, że to już nie to samo co parę lat temu.

sobota, 18 stycznia 2014

Zaproszenia na ślub


Już po wszystkim.. kolejna ważna data, która wysuwa się na prowadzenie w kategorii "Najważniejsze wydarzenia w życiorysie" - najważniejsze i najpiękniejsze.
Było skromnie i kameralnie, bo taki od początku był zamysł. Byli z nami w tym Dniu wszyscy, którzy chcieliśmy, żeby byli, a byli bo dostali zaproszenia hihihi.
Zrobiłam je sama nie tylko dlatego, żeby ograniczyć koszty, ale dlatego, że chciałam, żeby były nietuzinkowe i takiee.. takie noo... nasze. Wena twórcza na szczęście nie zawiodła i miło było widzieć zachwyt w oczach gości, gdy wręczaliśmy im zaproszenia :)


Krótkim słowem wyjaśnienia - projekt okładki stworzyłam w programie graficznym na obraz i podobieństwo głównych bohaterów przedstawienia (w nie do końca dosłownym tego słowa znaczeniu ;)


Nie powiem - było to dosyć czasochłonne, bo najpierw trzeba było wyciąć okładkę, potem obrazki poprzyklejać taśmą dwustronną, żeby bruzd nie było (jak to bywa przy kleju), potem tekst, ozdobniki, koronki, naklejanki. A tu jesczcze coś na kształt kieszonko-kopertki by się przydało, bo głupio tak goło. I znowu wycinanie, sklejanie, ozdabianie. A co tam, taki dzień zdarza się raczej raz na całe życie (przynajmniej ja mam taką wizję :)), warto się wysilić i postarać nie tylko dla siebie, ale i dla gości, którzy trud efekt docenieli.
Ps. Gdyby jednak liczba naszych gości miała sięgnąć setki - to pewnie nie porwałabym się z motyką na księżyc, bo musiałabym zacząć co najmniej w 2012..