Już po wszystkim.. kolejna ważna data, która wysuwa się na prowadzenie w kategorii "Najważniejsze wydarzenia w życiorysie" - najważniejsze i najpiękniejsze.
Było skromnie i kameralnie, bo taki od początku był zamysł. Byli z nami w tym Dniu wszyscy, którzy chcieliśmy, żeby byli, a byli bo dostali zaproszenia hihihi.
Zrobiłam je sama nie tylko dlatego, żeby ograniczyć koszty, ale dlatego, że chciałam, żeby były nietuzinkowe i takiee.. takie noo... nasze. Wena twórcza na szczęście nie zawiodła i miło było widzieć zachwyt w oczach gości, gdy wręczaliśmy im zaproszenia :)
Krótkim słowem wyjaśnienia - projekt okładki stworzyłam w programie graficznym na obraz i podobieństwo głównych bohaterów przedstawienia (w nie do końca dosłownym tego słowa znaczeniu ;)
Nie powiem - było to dosyć czasochłonne, bo najpierw trzeba było wyciąć okładkę, potem obrazki poprzyklejać taśmą dwustronną, żeby bruzd nie było (jak to bywa przy kleju), potem tekst, ozdobniki, koronki, naklejanki. A tu jesczcze coś na kształt kieszonko-kopertki by się przydało, bo głupio tak goło. I znowu wycinanie, sklejanie, ozdabianie. A co tam, taki dzień zdarza się raczej raz na całe życie (przynajmniej ja mam taką wizję :)), warto się wysilić i postarać nie tylko dla siebie, ale i dla gości, którzy trud efekt docenieli.
Ps. Gdyby jednak liczba naszych gości miała sięgnąć setki - to pewnie nie porwałabym się z motyką na księżyc, bo musiałabym zacząć co najmniej w 2012..